Harry w końcu zobaczył kroplówkę. Złapał ją w dłonie, a
wtedy jego radość znikła.
- Nie ta naklejka. – wyszeptał. Zamiast pomarańczowej
nalepki widniała granatowa. – Cholera. Dobra… - szatyn pobiegł do czerwonej
torby medycznej. Pikanie respiratora zaczynało być coraz bardziej natarczywe.
Czas do wyczerpania baterii zaczynał maleć.
- Kurna, czekaj! – krzyknął mężczyzna. W torbie nie znalazł
potrzebnej rzeczy. Nadusił kolejną klamkę, ale drzwi nie ustąpiły. – Niech to
szlag. – warknął i kopnął w drewnianą powłokę, która z hukiem wyrwała się z
zawiasów. Harry wszedł do środka, a na wprost niego znajdowała się szafeczka z
kroplówkami.
- Bingo! – Styles wrócił do córki, żeby zakręcić wajchą.
Czas ponownie się zmniejszył do 2:34, ale Haz zignorował to. – Dobrze. - Szatyn
wrócił z powrotem do potrzebnych rzeczy. Szklane drzwiczki nie chciały się
ruszyć, dlatego też skończyły wybite.
- Pomarańczowe. – Harry wyciągnął kroplówki z danym kolorem,
których było dość sporo.
- Dobra nasza. Wezmę więcej. – mruknął do siebie. – Jeszcze
tylko ta. Mam pomarańczowe! – mężczyzna wrócił z obładowanymi rękami do Darcy.
- Trzymaj się, maleńka. Możesz to zrobić. – Haz położył
wszystko na stół i wziął jedno lekarstwo. Szybko zamienił kroplówkę i odetchnął
z ulgą. – Dobra. – mężczyzna ponownie zakręcił maszyną i stanął, patrząc na
córeczkę.
- Już jestem. Już dobrze, maleńka. Wszystko będzie dobrze.
„Sytuacja kryzysowa potrwa jeszcze długo. Na terenie całego
miasta brak czystej wody. Ludzie ją gotują. Kolejny problem dotyczy prądu. Mało
kto dysponuje prądem. Problemy z dostawą potrwają miesiąc.”
Wtorek
13 godzin po odcięciu
prądu
3:28 am
- To twoja mama. Przemawiała na konferencji. Dotyczyła ona
organizacji eventów. – Harry już kochał opowiadać swojej córce o żonie. Mała
była wiernym słuchaczem. – Taka konferencja o planowaniu konferencji. Noszę to
zdjęcie, bo upierała się, że złość piękności szkodzi. A ja jej mówiłem, że jest
śliczna, gdy się złości. Ładne, nie? – szatyn położył zdjęcie Dar na szybie
respiratora.
- Co tu jeszcze mamy? – mężczyzna zajrzał do portfela w celu
znalezienia jeszcze innych rzeczy jego martwej żony. Maszyna znowu zaczęła
wydawać charakterystyczny dźwięk.
- Słyszę. – Haz zakręcił wajchą. – Proszę. To zdjęcie z
oświadczyn. Zanim zaczęliśmy się spotykać, nie chciała słyszeć o małżeństwie.
Mówiła, że to „śmierć jednostki”. Zaplanowała romantyczny pobyt nad morzem.
Miała rabat, bo hotel liczył na współpracę z nią. Pomyślałem, że to dobra
okazja. – Harry wyjął srebrny pierścionek z czerwonym rubinem, z kieszeni. –
Odnowiłem pierścionek po babci. Dali mi biżuterię, zanim zaczął się poród.
Zobacz. – mężczyzna położył obrączkę i pierścionek zaręczynowy, obok zdjęcia.
- Poszliśmy na kolację. Do wykwintnej restauracji na molo.
Było nastrojowo, więc gdy przynieśli drinki, ukląkłem i wyjąłem pierścionek. A
ona się rozzłościła. – Styles zaczął się śmiać.
- Była zła, ciskała na mnie gromy. Nie wiedziałem, o co jej
chodzi. Wstała, rzuciła serwetkę na stół. Dziwne, że się nie porwała. Pytam ją,
o co chodzi, a ona wyciąga obrączkę. I mówi: „Głupku, to ja miałam ci się dziś
oświadczyć”. Wtedy fotograf cyknął nam to zdjęcie. – Haz położył kolejną
fotografię.
- Co jeszcze mam? – mruknął mężczyzna. W jego ręce wpadła
plakietka. Harry zaczął czytać jej treść.
KAWALER OSTROGI
Sierżant Louis W. Tomlinson
- Chciałbym, żebyś jego też poznała. Jesteście podobni. – szatyn
położył to na szybce. – A to twój życiorys. – kolejny czas mijał Styles’owi na przekręcaniu
wajchą.
- To ty w trzecim miesiącu. Jakbyś się wylegiwała w hamaku. –
mężczyzna zaczął się cichutko śmiać ze zdjęcia USG. – Zobaczmy jeszcze. – Harry
przeglądał różne papiery.
- Tu się o ciebie martwiliśmy. Próbowałaś uzyskać wszystkie
składniki odżywcze mamy. Bardzo się starałaś, ale nie byliśmy pewni. To było
miesiąc później. Widzisz? – szatyn pokazał córce kolejne zdjęcie.
- Mama przeszła na dietę, łykała różne witaminy i
suplementy, żebyś tylko dobrze rosła była zdrowa. Jesteś bardzo dzielna.
Lekarze to powtarzali. Tak samo jak twój dziadek. Czyny, nie słowa. Teraz masz
mnie. Moja kolej, by utrzymać cię przy życiu. Muszę się przykładać. Czas
ucieka. – Harry zakręcił rączką od maszyny. Jego uwagę przykuło koślawe pismo
jego ojczyma na zdjęciu Robina. Nie ma
dezercji – Tata.
„Otrzymujemy alarmujące doniesienia o jadowitych wężach,
mrówkach ogniowych i pladze komarów w mieście. Na ile władze są w stanie pomóc
tym, którzy nie ewakuowali się na czas?”
17 godzin od odcięcia
prądu
7:30 am
Harry przechadzał się po korytarzu sprawdzając czy znajdzie jeszcze
coś ciekawego. Na razie nie zastał nic prócz pustki i kubków po kawie. Próbował
również zadzwonić po pomoc, jednak na marne. Zamiast tego położył słuchawkę na
blacie.
- Usłyszę, gdy zaczniesz działać. – szepnął i na chwilkę się
zamyślił. Nagle do jego głowy przyszedł genialny pomysł. – Radio.
~.~.~.~.~.~.~.~.~
No i mamy 7 :3 Uh, wiecie jest dość zła wiadomość, bo czas
tak pędzi i pomału zbliżamy się do końca tego opowiadania… Tak wiem, masakra. Mobilizujecie
mnie tak bardzo, że gdy przyjaciółka mnie się pyta co piszę , to zawsze
odpowiadam „Rozdział na Hours”. Dziękuję, że jesteście ze mną <3 Co wy tak
na 8 komentarzy? ^^ One naprawdę cholernie mobilizują ;3 Ostatnio jedna
dziewczyna napisała do mnie, że mnie kocha za to opowiadanie. Poryczałam się,
że ktoś ma chęć w ogóle to czytać. Jeszcze raz dziękuję <3 + Te zdjęcia mnie
rozwaliły XD Chyba najśmieszniejszy moment w tym opowiadaniu XD
#Kocham <3
Hahaha, tak :D Najśmieszniejszy moment :D <3 Piszesz next i bez marudzenia <33
OdpowiedzUsuńOMG!!!!♥
OdpowiedzUsuńFajne. a obrazki naprawde smieszne. szczegolnie drugi. i ta sytuacja ze oboje chcieli sie sobie oswiadczyc. genialne ;)
OdpowiedzUsuńHahahahhahah xD te zdjęcie hahhaha xd <3
OdpowiedzUsuń