czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 7

Harry w końcu zobaczył kroplówkę. Złapał ją w dłonie, a wtedy jego radość znikła.
- Nie ta naklejka. – wyszeptał. Zamiast pomarańczowej nalepki widniała granatowa. – Cholera. Dobra… - szatyn pobiegł do czerwonej torby medycznej. Pikanie respiratora zaczynało być coraz bardziej natarczywe. Czas do wyczerpania baterii zaczynał maleć.
- Kurna, czekaj! – krzyknął mężczyzna. W torbie nie znalazł potrzebnej rzeczy. Nadusił kolejną klamkę, ale drzwi nie ustąpiły. – Niech to szlag. – warknął i kopnął w drewnianą powłokę, która z hukiem wyrwała się z zawiasów. Harry wszedł do środka, a na wprost niego znajdowała się szafeczka z kroplówkami.
- Bingo! – Styles wrócił do córki, żeby zakręcić wajchą. Czas ponownie się zmniejszył do 2:34, ale Haz zignorował to. – Dobrze. - Szatyn wrócił z powrotem do potrzebnych rzeczy. Szklane drzwiczki nie chciały się ruszyć, dlatego też skończyły wybite.
- Pomarańczowe. – Harry wyciągnął kroplówki z danym kolorem, których było dość sporo.
- Dobra nasza. Wezmę więcej. – mruknął do siebie. – Jeszcze tylko ta. Mam pomarańczowe! – mężczyzna wrócił z obładowanymi rękami do Darcy.
- Trzymaj się, maleńka. Możesz to zrobić. – Haz położył wszystko na stół i wziął jedno lekarstwo. Szybko zamienił kroplówkę i odetchnął z ulgą. – Dobra. – mężczyzna ponownie zakręcił maszyną i stanął, patrząc na córeczkę.
- Już jestem. Już dobrze, maleńka. Wszystko będzie dobrze.

„Sytuacja kryzysowa potrwa jeszcze długo. Na terenie całego miasta brak czystej wody. Ludzie ją gotują. Kolejny problem dotyczy prądu. Mało kto dysponuje prądem. Problemy z dostawą potrwają miesiąc.”

Wtorek
13 godzin po odcięciu prądu
3:28 am

- To twoja mama. Przemawiała na konferencji. Dotyczyła ona organizacji eventów. – Harry już kochał opowiadać swojej córce o żonie. Mała była wiernym słuchaczem. – Taka konferencja o planowaniu konferencji. Noszę to zdjęcie, bo upierała się, że złość piękności szkodzi. A ja jej mówiłem, że jest śliczna, gdy się złości. Ładne, nie? – szatyn położył zdjęcie Dar na szybie respiratora.
- Co tu jeszcze mamy? – mężczyzna zajrzał do portfela w celu znalezienia jeszcze innych rzeczy jego martwej żony. Maszyna znowu zaczęła wydawać charakterystyczny dźwięk.
- Słyszę. – Haz zakręcił wajchą. – Proszę. To zdjęcie z oświadczyn. Zanim zaczęliśmy się spotykać, nie chciała słyszeć o małżeństwie. Mówiła, że to „śmierć jednostki”. Zaplanowała romantyczny pobyt nad morzem. Miała rabat, bo hotel liczył na współpracę z nią. Pomyślałem, że to dobra okazja. – Harry wyjął srebrny pierścionek z czerwonym rubinem, z kieszeni. – Odnowiłem pierścionek po babci. Dali mi biżuterię, zanim zaczął się poród. Zobacz. – mężczyzna położył obrączkę i pierścionek zaręczynowy, obok zdjęcia.
- Poszliśmy na kolację. Do wykwintnej restauracji na molo. Było nastrojowo, więc gdy przynieśli drinki, ukląkłem i wyjąłem pierścionek. A ona się rozzłościła. – Styles zaczął się śmiać.
- Była zła, ciskała na mnie gromy. Nie wiedziałem, o co jej chodzi. Wstała, rzuciła serwetkę na stół. Dziwne, że się nie porwała. Pytam ją, o co chodzi, a ona wyciąga obrączkę. I mówi: „Głupku, to ja miałam ci się dziś oświadczyć”. Wtedy fotograf cyknął nam to zdjęcie. – Haz położył kolejną fotografię.
- Co jeszcze mam? – mruknął mężczyzna. W jego ręce wpadła plakietka. Harry zaczął czytać jej treść.

KAWALER OSTROGI
Sierżant Louis W. Tomlinson

- Chciałbym, żebyś jego też poznała. Jesteście podobni. – szatyn położył to na szybce. – A to twój życiorys. – kolejny czas mijał Styles’owi na przekręcaniu wajchą.
- To ty w trzecim miesiącu. Jakbyś się wylegiwała w hamaku. – mężczyzna zaczął się cichutko śmiać ze zdjęcia USG. – Zobaczmy jeszcze. – Harry przeglądał różne papiery.
- Tu się o ciebie martwiliśmy. Próbowałaś uzyskać wszystkie składniki odżywcze mamy. Bardzo się starałaś, ale nie byliśmy pewni. To było miesiąc później. Widzisz? – szatyn pokazał córce kolejne zdjęcie.
- Mama przeszła na dietę, łykała różne witaminy i suplementy, żebyś tylko dobrze rosła była zdrowa. Jesteś bardzo dzielna. Lekarze to powtarzali. Tak samo jak twój dziadek. Czyny, nie słowa. Teraz masz mnie. Moja kolej, by utrzymać cię przy życiu. Muszę się przykładać. Czas ucieka. – Harry zakręcił rączką od maszyny. Jego uwagę przykuło koślawe pismo jego ojczyma na zdjęciu Robina. Nie ma dezercji – Tata.

„Otrzymujemy alarmujące doniesienia o jadowitych wężach, mrówkach ogniowych i pladze komarów w mieście. Na ile władze są w stanie pomóc tym, którzy nie ewakuowali się na czas?”

17 godzin od odcięcia prądu
7:30 am

Harry przechadzał się po korytarzu sprawdzając czy znajdzie jeszcze coś ciekawego. Na razie nie zastał nic prócz pustki i kubków po kawie. Próbował również zadzwonić po pomoc, jednak na marne. Zamiast tego położył słuchawkę na blacie.
- Usłyszę, gdy zaczniesz działać. – szepnął i na chwilkę się zamyślił. Nagle do jego głowy przyszedł genialny pomysł. – Radio.

~.~.~.~.~.~.~.~.~
No i mamy 7 :3 Uh, wiecie jest dość zła wiadomość, bo czas tak pędzi i pomału zbliżamy się do końca tego opowiadania… Tak wiem, masakra. Mobilizujecie mnie tak bardzo, że gdy przyjaciółka mnie się pyta co piszę , to zawsze odpowiadam „Rozdział na Hours”. Dziękuję, że jesteście ze mną <3 Co wy tak na 8 komentarzy? ^^ One naprawdę cholernie mobilizują ;3 Ostatnio jedna dziewczyna napisała do mnie, że mnie kocha za to opowiadanie. Poryczałam się, że ktoś ma chęć w ogóle to czytać. Jeszcze raz dziękuję <3 + Te zdjęcia mnie rozwaliły XD Chyba najśmieszniejszy moment w tym opowiadaniu XD


#Kocham <3

4 komentarze:

  1. Hahaha, tak :D Najśmieszniejszy moment :D <3 Piszesz next i bez marudzenia <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne. a obrazki naprawde smieszne. szczegolnie drugi. i ta sytuacja ze oboje chcieli sie sobie oswiadczyc. genialne ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahahhahah xD te zdjęcie hahhaha xd <3

    OdpowiedzUsuń