Jesteście jak stare, dobre małżeństwo. W głowie Harry’ego nadal odbijały się słowa jego kumpla, gdy wszedł do śnieżnobiałego korytarza. Martwię się o wasze dzieci. Szatyn oparł się o ścianę, przypominając sobie jaka rozbawiona była wtedy Claire. Nie planujemy dzieci. Po jego policzku popłynęła samotna łza. Dlaczego tak naciskał na Darcy? Gdyby nie chciał mieć potomków, Dar stałaby obok śmiejąc się z niego. 26-latek podniósł głowę, słysząc szmer. 10 m od niego przejechał mężczyzna z wózkiem, na którym leżało ciało człowieka, owinięte prześcieradłem. Haz spuścił głowę, ale do jego głowy przyszedł genialny pomysł. Zerwał się z miejsca i zajrzał przez szybkę, gdzie przed chwilą zniknął pracownik szpitala. Styles wszedł do środka i rozejrzał się po kolejnym korytarzu, na którym tym razem znajdowały się prześcieradła. Jego oddech uwiązł w gardle. To właśnie tutaj trafiają wszyscy zmarli ludzie, przed zakopaniem ich głęboko pod ziemią. Powolnym krokiem ruszył do pierwszego ciała i spojrzał na plakietkę, na której widniało imię Christopher. 2 człowiek. Amy. 3 ciało. Lucy. Chłopak z wielką nadzieją podbiegł do 4 osoby. Jake. Jego twarz rozświetliła się. Skoro nie ma ty Darcy, to znaczy, że ona żyje, a on został świadkiem w ogóle nie śmiesznego żartu. 5 ciało. Kate. 6 zmarły. Mike. Harry prawie skakał z radości, gdy spostrzegł ostatniego człowieka leżącego na ziemi. Przełknął głośno ślinię i powoli podszedł, klękając przy zmarłym. W jego oczach pojawiły się łzy, gdy zobaczył dane.
Styles, Darcy.
Age: 25.
7:00 am.
Czyli to prawda. Jego żona nie żyje. Szatyn nachylił się nad
ciałem ukochanej i chcąc powstrzymać łzy, pociągnął nosem.
- Darcy! – szepnął cichutko. – Nie chcę już dziecka. Chcę
ciebie. Ciebie. – samotna łza skapnęła na białe prześcieradło. – Błagam. – 26-latek
położył głowę na jej szyi.
- Proszę pana! Tu nie można wchodzić. – Haz usłyszał głos
dochodzący niedaleko jego.
- Moja żona... – powiedział wstając. – To moja żona.
- Przykro mi, ale wejście ma tylko personel. – wytłumaczył
bardzo młody lekarz.
- Nie powinna leżeć tak na podłodze. – Styles zignorował go.
- Mamy dziś pełne ręce. – mruknął niemrawo pracownik.
- Włóżcie ją chociaż do worka. – Harry zaczął gestować
rękami.
- Naprawdę nie ma miejsca gdzie indziej.
- To zajmie minutę. Połóżmy ją na podwyższeniu. Łap za nogi.
– Dobrze. -
zrezygnowany doktor spełnił jego prośbę i wraz z brunetem położyli ciało
zmarłej dziewczyny na podwyższeniu, owijając ją workiem. Haz zapiął zamek i
spojrzał na pomocnika, lekko się uśmiechając.
- Dziękuję. Naprawdę. – pracownik pokiwał ze zrozumieniem
głową.
- W porządku. – kiwnął głową, bacznie obserwując Harry’ego. – Współczuję panu.
Jak umarła?
- Przy porodzie córki. – zielonooki spojrzał na ciało
zmarłej żony.
- Przynajmniej ma pan dziecko. To dobrze.
„ Tysiące ludzi spało, gdy podniósł się huk. Katrina waliła
w dach, próbując dostać się do środka.”
9:33 am
Masz jedną wiadomość w
skrzynce. Harry przyłożył telefon do uch i ze łzami w oczach, zaczął
odsłuchiwać wiadomość sprzed kilku godzin od jego żony.
- Cześć, kochanie. Mówiłam, że nic mi nie jest, ale teraz
serce wali mi jak oszalałe. Chyba powinnam pojechać do szpitala. To pewnie
nerwy. Ty zdecyduj. Ufam ci. – mówiła Darcy. Haz nadusił guzik, włączając
wiadomość jeszcze raz. Przesłuchiwanie przerwał mu dźwięk, który powiadomił go
o braku sygnału. W otwarte drzwi ktoś lekko zapukał. Haz rzucił telefon w róg
kanapy na której siedział i spojrzał w stronę gościa. Była to blondynka o
dużych niebieskich oczach, która była położną.
- Pan Styles? – zapytała, a 26-latek kiwnął głową.
- Mam na imię Shelly. – pielęgniarka podała mu dłoń.
- Harry. – szatyn odwzajemnił jej gest.
- W razie czego, jestem w pobliżu. To dla pana. – kobieta
podała mu kartkę, na której miał w wyznaczone pole wpisać imię córki. – Akt
urodzenia córki. – powiedziała, podając mu długopis.
- Dziękuję. – szepnął brunet, skupiając się na papierze.
- Wybrał pan już imię?
- Rozmawialiśmy o tym, podobało mi się Healey. Ale żonie wcale. – powiedział
śmiejąc się.
- W tej chwili popularne jest Katrina.
- Dar, moja żona, miała ulubione miejsce. Lubiła drzewo w
parku koło nas. Kilka lat temu trafił w nie piorun, ale urządziliśmy tam piknik
i mówiła, że czuje się pod nim bezpiecznie. Bo mówią, że piorun nigdy nie
uderza dwa razy w to samo miejsce. Myśli pani, że to prawda? – Styles uważnie
patrzył na lekko zmieszaną położną.
- O piorunie? – zapytała niepewna, a szatyn skinął głową. –
Pewnie tak.
- Może nie tylko o piorunie. – szepnął Harry i wpisał jako
imię dziecka, Darcy. Kobieta odebrała od niego kartkę z długopisem i stanęła
ponownie w drzwiach. Światło zaczęło migać, a Haz spojrzał niespokojnie na Shelly.
- Co będzie, gdy zabraknie prądu? - zapytał Haz.
- Są zapasowe generatory. Będzie dobrze. – blondynka poklepała
go pocieszająco po ramieniu. – Szpital wytrzymał niejedną burzę, a większość
sprzętu ma zapasowe baterie. Wszystko będzie dobrze.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. – Shelly opuściła salę, a Harry ponownie
usiadł słuchając wiadomości od swojej żony.
~~~~~~~~
No witam, witam ^^ Przepraszam za tak długą nieobecność, ale naprawdę święta
mnie wykańczają. Rozdziału możecie się spodziewać pojutrze x No i Wesołych
Świąt, pyśki! <3
*o* i wesołych świąt
OdpowiedzUsuńSwietny ;3 wesołych <3
OdpowiedzUsuńwszystko jak w filmie .__.
OdpowiedzUsuńale super <3
i dawaj nexta :/
Hejoo nominowałam cię do Versatile Blogger Award. <333
OdpowiedzUsuńhttp://tell-me-that-im-wrong.blogspot.com/2014/01/versatile-blogger-award.html
Rozdział miał być po jutrze a już jest 19 stycznia. :(
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, rozdział powinien być jutro :< Obiecuję! <3
Usuńkiedy kolejny rozdział? *_*
OdpowiedzUsuń